Wywiady

„Poznajmy się bliżej”, czyli wywiad z Justyną Mazur

15 kwi 2020 —
Drukuj
PL_mazur_baner.jpg

Justyna Mazur - właścicielka pracowni graficznej Litograf. Pasjonuje ją grafika warsztatowa i terapia zajęciowa. Lubi ludzi i zabiega o pozytywne przesłanie w tym, co z nimi robi.

Justyna Mazur - właścicielka pracowni graficznej Litograf. Pasjonuje ją grafika warsztatowa i terapia zajęciowa. Lubi ludzi i zabiega o pozytywne przesłanie w tym, co z nimi robi.

1. Skąd zrodził się pomysł na otwarcie pracowni grafiki warsztatowej?

Robiąc inne rzeczy zawsze pragnęłam jednak skupić się na współdziałaniu i sztuce. To rok 2015. Byłam w ciąży ze Stasiem kiedy w mojej głowie zaczęły przemianowywać się wartości. Mówi się, że ciąża to stan błogosławiony, bo wszystko wtedy widzi się jaśniej i wiele bardziej pojmuje współzależności. Tej ciąży towarzyszyło silne przekonanie o oddaniu czasu i skierowaniu swojej energii w pracę nad tym co kocham. W trakcie 9 miesięcy uczestniczyłam w kursach, przygotowywałam biznesplan i spotykałam się z innymi kobietami w ramach Mastermindów. Firmę założyłam po urodzeniu Stasia, a miesiąc przed jego pierwszymi urodzinami otworzyłam stacjonarną pracownię w Krakowie.

 

Mazur

 

2. Czy od zawsze miałaś w sobie artystyczną duszę?

Nikt nie lubi przypinania łatek przez rodziców. Ja nie lubię tej, że jestem złośnicą- bo wiem ile pracy nad rozwojem wewnętrznym poświęciłam tematowi złości. Jednak z łatką "Matejko" się zgadzam. Zawsze tworzyłam w głowie wizje. Marzyłam. Chciałam zmieniać i wpływać na wygląd rzeczy. Jako dorosła kobieta spacerująca po okolicy z mojego dzieciństwa wspominam co mnie wzruszało i które miejsca mnie podniecały estetycznie. Mam w sobie pewną wrażliwość, która jest we mnie od dziecka. 

 

Mazur

 

3. Z czego najbardziej jesteś dumna w swojej pracy zawodowej?

Jestem dumna z ludzi których poznaję, bo Litograf to dla mnie przede wszystkim warsztaty i współdziałanie. Czasami czuję się jak na swojej małej planecie, gdzie noszę śmieszny kapelusz, by kłaniać się jak ludzie mnie oklaskują. Bo to jest tak, że innym się podoba jak to wygląda, że miałam odwagę to zrobić, zastanawiają się jak na tym zarabiam. A prawda jest taka, że prowadzenie takiego miejsca to wieczne dokopywanie się we własnej głowie, poszukiwanie inspiracji, motywacji, przekładania tego na realne działania. Często to tygodnie zastoju i marazmu. Zatem najbardziej dumna jestem z siebie, że wciąż zaczynam i się nie poddaję.

 

4. Aktualnie pracujesz w domu. Jak bardzo zmieniło się Twoje życie i skąd czerpiesz inspirację do działań, które mimo sytuacji kreujesz na swoich mediach społecznościowych?

Właściwie pracuję w domu od kiedy musiałam zamknąć stacjonarną pracownię. Fabryka tytoniu zwana "Tytano" pasowała idealnie do mojej koncepcji pracowni artystycznej, ale to miejsce jest skażone złą energią. Zamknęłam. Złożyłam w garażu sprzęt i czekam aż wykiełkuje w świecie coś, co da mi nową perspektywę i pozwoli odkurzyć klamoty.

Jestem teraz w drugiej ciąży, która z kolei przyniosła mi poczucie, że niczego nie da się zrobić na siłę. Czasami trzeba odpuścić, a wręcz poddać się temu co ma być. Wszystkie zlecenie Litografa z powodu epidemii są odwołane. Nie mam dochodu z mojej działalności gospodarczej. Od początku tego roku na szczęście pracuję w Muzeum Inżynierii Miejskiej w Krakowie, gdzie Pan Dyrektor Piotr Gój zjednał się ze mną w wizji, że pracownia drukarska ma sens i oddał mi obowiązek opiekowania się nią. To jest dla mnie wielki zaszczyt i nowy temat, który nawet w czasie kwarantanny rozciąga moją wyobraźnię. Zaczęłam więcej myśleć o literze- to znaczy typografii, ale także o strukturach papieru, które pod wpływem docisku wygładzają się. Kombinuję sama w domu, rysuję i robię projekty tego, co może być w stałej ofercie pracowni. Proste codzienne czynności z papierem i kredką pobudzają myślenie i nawet najprostsze działania okazują się być medialne, ale dużo marzę o tym co zrobię po koronawirusie. Tyle jest pomysłów, że trzeba je na bieżąco zapisywać.

Jak mówią moi duchowi przewodnicy, jak odpuszczasz i zamykasz jakiś rozdział, czyścisz przestrzeń na noś nowego. Tak jest.

 

5. Jak myślisz o powrocie do codzienności, do pracy, to co chciałabyś zrobić w pierwszej kolejności?

Wyprawiłabym 70-te urodziny Józefowi Rakoczy z drukarni w MIM, uściskałabym wszystkich, którzy przyjdą, a zaproszenia na nie wydrukowałabym sama ozłacając wszystkie krawędzie.

 

6. Czy czujesz się spełniona w tym co robisz i jakie masz marzenia związane ze swoją pracą?

Oh marzy mi się dużo. Marzy mi się wielka przestrzeń- duża prasa walcowa, litograficzna i typograficzna w jednym miejscu. Moi graficzni mentorzy- Jacek Zaborski, Li Portenlaenger i Józef Rakoczy w jednym miejscu pijący herbatę, którą im zaparzyłam. Młodzi ludzie, którzy ich znają i witają się z nimi serdecznie chcąc ich obecności. Taka graficzna, drukarska wspólnota.

Najbardziej marzy mi się rezydencja artystyczna- poznawanie innych możliwości, poznawanie nowego sposobu myślenia, poznawanie nowej kultury. Wolność myślenia i wolność bycia.

 

Mazur